„Czerwony Dwór”, znajdujący się w samym sercu Zakopanego, przy ul. Kasprusie, wiodącej w stronę Doliny Strążyskiej, to jedna z najpiękniejszych, a także najważniejszych willi Zakopanego. Wybudowana została w latach 1901-1902 przez Wojciecha Roja, bliskiego współpracownika Stanisława Witkiewicza, w stylu zakopiańskim dla Oktawii Lewandowskiej, siostry Zygmunta Gnatowskiego, właściciela projektowanej przez Stanisława Witkiewicza „Koliby”. Dom nosił początkowo nazwę „Władysławka” od imienia męża O. Lewandowskiej.
W 1904 r. zamieszkał tu Artur Rubinstein. Lata pierwszej wojny światowej spędził tu Stefan Żeromski, tutaj też mieścił się „zakopiański Belweder” w listopadzie 1918 roku, kiedy to znany pisarz stał na czele zakopiańskiej Rady Narodowej i nazywano go „Prezydentem Rzeczypospolitej Zakopiańskiej”. Właśnie tutaj, w oficynie, mieszkał kompozytor Karol Szymanowski, bywał często Stanisław Ignacy Witkiewicz – obaj zaprzyjaźnieni z Arturem Rubinsteinem. Bywali u Szymanowskiego m.in.: Zofia Nałkowska, Piotr i Rafał Malczewscy, Zbigniew Uniłowski, Henryk Sztompka i wielu innych ludzi ze świata kultury.
Mniej więcej w połowie lat 20. XX w. willę kupiła pani de Pourbeix-Zakrzewska, która pokryła dach czerwoną blachą i zmieniła jej nazwę na „Czerwony Dwór”. Nazwa przetrwała do dziś.
Po II Wojnie Światowej budynek został przejęty i przekazany na cele oświatowe. W latach 1946-1947 było tu schronisko młodzieżowe, a następnie prewentorium Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci z Krakowa i Państwowy Dom Dziecka dla chłopców. Od 1951 r. do 2016 r. w willi znajdowało się przedszkole, które od 1954 r. nosiło imię Karola Szymanowskiego.
Decyzją Burmistrza Miasta Zakopane Leszka Doruli w roku 2016 budynek został przeznaczony na centrum kultury promujące sztukę rodzimą. W Galerii Czerwony Dwór odbywają się wystawy twórczości podhalańskich twórców, warsztaty twórczości ludowej, wykłady i prelekcje. Tu właśnie można zapoznać się z tradycyjnym malarstwem na szkle zakopiańskich twórców.
Majowy Wieczór w Czerwonym Dworze poświęcony został bohaterowi i męczennikowi narodów węgierskiego i polskiego, a obecnie kandydatowi na ołtarze Jánosowi Esterházemu. Postać tego wybitnego polityka przedstawił dr hab. Imre Molnár, wielki przyjaciel Polski i Polaków, węgierski historyk, polonista i dyplomata, autor książek Zdradzony bohater i Ułaskawiony na śmierć. Imre Molnár podkreślił, że od początku badań nad postacią bohatera towarzyszyli mu górale, o czym wspominał jeszcze podczas wykładu. Imre Molnar przez 40 lat zajmując się postacią Jánosa Esterházego, którego można zrozumieć tylko poprzez spojrzenie na niego jako postać Europejczyka z Europy Środkowej podkreślił, że trzeba patrzeć na niego jako, ojca, polityka, męża stanu. Przez dwanaście lat był politykiem, a kolejne dwanaście męczennikiem, więźniem obozów komunistycznych, zesłańcem. Ten ostatni etap jego życia pozostawał do chwili obecnej nieznany, był celowo przemilczany. Trzeci etap rozpoczął się w 2019 roku, kiedy Jego Ekscelencja Arcybiskup Marek Jędraszewski rozpoczął proces beatyfikacyjny. To etap odkrycia świętości, wiary, oddania się Opatrzności Bożej. W 1897 roku János Esterházy senior poślubił Elżbietę Tarnowską ze znanego rodu, córkę rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego hr. Stanisława Tarnowskiego, który przez trzy lata nie chciał zaakceptować związku córki z Węgrem. Po ślubie na świat przyszło troje dzieci: Maria, János, Lujza. Ojciec Jánosa umiera, kiedy ten ma 4 lata. Ostatnie zdanie, jakie mówi do syna to: Bądź dobrym Węgrem. Dziecko nie rozumiejąc prosi o wyjaśnienie matkę. Od niej słyszy: „Bądź dobrym chrześcijaninem, wtedy będziesz dobrym Węgrem i Polakiem”. Wydaje się, że to przesłanie będzie towarzyszyć Jánosowi już do końca życia. Przedstawiając bogate i pełne tragicznych wydarzeń życie Jánosa Esterházego na tle wydarzeń historycznych, jego obronę praw, godności człowieka, sprawiedliwości i prawdy, ratowanie Żydów i Polaków podczas II wojny światowej oraz jego męczeńską śmierć podkreślił aktualność życiowych wyborów, których dokonywać musiał jako polityk i człowiek. Jego hasło brzmiało: „Naszym znakiem jest Krzyż”. W wieczorze zakończonym na prośbę prelegenta modlitwą uczestniczyli m.in. ks. Infułat Stanisław Olszówka, Jan Piczura – radny województwa małopolskiego, radny powiatowy dr Piotr Bąk. Fragmenty tekstów czytała Monika Molnár. Małgorzata Wnuk Zdjęcia: Paweł Murzyn
W wernisażu wystawy Zofii Szwajnos w Centrum Kultury Rodzimej w willi Czerwony Dwór uczestniczyli liczni artyści, przyjaciele, znajomi, wielbiciele wszechstronnej artystki. Zofia Szwajnos, z domu Naglak, wychowała się w góralskiej, gazdowskiej rodzinie, w najwyżej położonej miejscowości w Polsce – Zębie. Pochodzi z linii zdolnych, twórczych i pracowitych kobiet. Babcia – Antonina Komperda tkała kilimy dla Cepelii, Podobnie jak mama – Maria Naglak. Wychowywać się w Zębie, to trochę jakby dorastać na podhalańskim „dachu świata”. Tatry widziane z Zębu, choć monumentalne nie wyglądają nieprzystępnie, przeciwnie - one przyzywają. Wrażliwa dusza artystki przesiąkła tym wołaniem i odpowiedziała na nie. Góry - Tatry, ale nie tylko one – stały się jedną z najważniejszych części jej życia i główną inspiracją jej twórczości – inspiracją totalną, najbardziej wszechobecną, przenikającą życie, świadomość i duszę. Żeby góry mogły inspirować trzeba ich doświadczać. W Tatrach Zofia Szwajnos była prawie wszędzie. Zostało do zdobycia jeszcze trochę miejsc, ale te najbliższe i najukochańsze góry zna doskonale i one mają na nią wpływ największy. Wołają też te dalsze góry. Zdobycie Mt Blanc i Elbrusu to ważne osiągnięcia, ale dopiero doświadczenie Himalajów zmieniło jej postrzeganie gór, człowieka, skali świata i rzeczywistości poza górami na zawsze. Góry są najważniejszą, choć nie jedyną inspiracją Zofii Szwajnos. Potrzeba różnorodności doświadczeń i technik plastycznych przekłada się na rozmaitość źródeł inspiracji. Niewyczerpanym natchnieniem jest natura, ale również kultura Podhala, w której artystka dojrzewała i stale funkcjonuje. Wzory snycerskie, tkackie, hafty, tradycyjny krój góralskich ubrań, wszystko to odnajdziemy w jej twórczości potraktowane z głębokim szacunkiem i ostrożnością, aby na skutek zbyt daleko idącej interpretacji nie straciło podhalańskiego charakteru. Zofia Szwajnos jest artystką bardzo wszechstronną. Operuje ona wieloma technikami plastycznymi, często odległymi i dość specyficznymi, a każda z tych technik pomaga jej wyrazić inny aspekt zachwytu nad światem. Najważniejszą i najukochańszą techniką plastyczną uprawianą przez artystkę jest malarstwo sztalugowe.Artystka nie ogranicza się do klasycznego malarstwa na kanwie. Jej podobraziem może być równie dobrze ściana, szkło czy tkanina. O ile dwie pierwsze techniki stanowią margines jej twórczości, to malarstwo na tkaninach towarzyszy jej od ćwierćwiecza. Obok niego artystka zajmuje się fotografią, ceramiką, rzeźbą w brązie, wykonuje też biżuterię artystyczną. Mogłoby się wydawać, że sztuka jest całym życiem Zofii Szwajnos. I poniekąd tak jest: jej oczy nigdy nie ustają w kadrowaniu potencjalnych fotografii i obrazów, jej zachwyt nad kwiatami przekłada się na nowe wzory tkanin, mimo posiadania osobnej pracowni materiały malarskie można znaleźć czasem w najbardziej niespodziewanych miejscach w całym domu, a jej ręka – wiedziona szkolnym nawykiem, kiedy wymagano od niej co najmniej siedmiu szkiców dziennie – automatycznie rysuje utrwalając kolejne koncepcje twórcze. Musimy jednak pamiętać, że mamy do czynienia z kobietą godzącą wiele aspektów życia. Oprócz twórczości koncentruje się ona na rodzinie, pracy i górach, z sukcesem walcząc o czas dla siebie i własny rozwój. Wszystkie te rzeczywistości: ekspansywna sztuka, dająca bezpieczeństwo rodzina, motywujące góry i w przypadku naszej artystki - rzadko prozaiczna - praca splatają się w cały barwny świat Zofii Szwajnos, do którego czasem możemy zajrzeć podziwiając jej twórczość. W imieniu burmistrza Zakopanego artystce podziękowała Joanna Staszak – naczelnik wydziału kultury i komunikacji społecznej. Gratulacje złożył też burmistrz Czarnego Dunajca Marcin Ratułowski. Oprawę muzyczną zapewnili Szymon Tylka, Tadeusz Gocał i Grzegorz Bochnak.
Kwietniowy Wieczór w Czerwonym Dworze miał charakter uroczysty i odświętny. Spotkanie zatytułowane „Życie wyrzeźbione muzyką” zorganizowane zostało z okazji 60-lecia działalności artystycznej i 90. rocznicy urodzin Czesława Jałowieckiego. Artysta rzeźbiarz, pedagog, nagrodzony Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis, urodzony w wielodzietnej rodzinie na Śląsku przybył do Zakopanego by naukę pobierać w Liceum Sztuk Plastycznych pod okiem samego Antoniego Kenara, który – jak powtarzał Jubilat – był wyjątkową osobowością i wywarł na młodego adepta sztuki wielki wpływ. Późniejsza służba wojskowa w Marynarce Wojennej w Gdyni w latach 1956-1958 przerwała cykl nauki, nie wpłynęła jednak na sam wybór drogi twórczej. Kolejnym etapem były studia na Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby Monumentalnej w poznańskiej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, gdzie zetknął się m.in. z Tadeuszem Brzozowskim, Piotrem Rostworowskim, Jackiem Pugetem i Bazylim Wojtowiczem. To ten ostatni w czasach studiów najbardziej wpłynął na rozwój artystyczny Czesława. Pamiętać trzeba, że młody uczeń, a później student, nie mogąc liczyć na wsparcie rodziny już od czasów szkolnych utrzymywał się sam grając m.in. w orkiestrach. Po studiach wrócił do Zakopanego, do ukochanej z lat szkolnych i tu podjął pracę. Z jego inspiracji w Miejskim Domu Kultury powstała pierwsza pracownia rzeźby w drewnie. Rozpoczęła się wieloletnia praca pedagogiczna z dziećmi i młodzieżą. Wśród uczniów wymienić trzeba tak znakomitych twórców jak Stanisław Cukier, Tomasz Ross, Andrzej Renes, Władysław Klamerus, Ryszarda Łucja Jagielska czy dr Anna Król – starszy kustosz i kurator w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie, wykładowca historii sztuki na Wydziale Reżyserii i Dramatu na Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie czy Wawrzyniec Brzozowski – historyk sztuki. Pierwsza część spotkania stanowiła rozmowa z artystą, którą prowadziła Małgorzata Wnuk, także uczennica Jubilata. Podczas Wieczoru zastępca burmistrza Iwona Grzebyk-Dulak wraz z Joanną Staszak naczelnikiem wydziału kultury wręczyły Jubilatowi nagrodę burmistrza. Do życzeń dołączyli poseł na Sejm RP Andrzej Gut-Mostowy, Dyrektor Liceum Sztuk Plastycznych im. Antoniego Kenara Marek Król-Józaga, przewodniczący komisji kultury prof. Jerzy Jędrysiak oraz Anna Waloch i Anna Zadziorko – poprzednie dyrektor Biura Wystaw Artystycznych. Gratulacje składali też licznie przybyli uczniowie Czesława Jałowieckiego, przyjaciele, artyści. Odczytano też adres okolicznościowy od senatora RP Janusz Gromka. Jubileuszowy tort i chóralnie odśpiewane sto lat ten wyjątkowy wieczór. Rozmowy i wspomnienia trwały w salach Czerwonego Dworu jeszcze długo. Małgorzata Wnuk
Ponad ćwierć wieku temu odszedł artysta wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju - Władysław Hasior. Jego wspomnienie było tematem przewodnim marcowego „Wieczoru w Czerwonym Dworze”, prowadzonego przez Piotra Biesa - doktora sztuk pięknych, rzeźbiarza, nauczyciela, autora sztuk teatralnych, odznaczonego medalem „Gloria Artis”, który podzielił się z licznie zebranymi gośćmi swoimi osobistymi wrażeniami, impresjami i doświadczeniami ze spotkań z „Mistrzem”. Pierwszym z nich było spotkanie przy kominku w Willi Borek, w której po wojnie mieścił się internat Liceum Plastycznego, z którym Władysław Hasior był związany. Opowiadał wtedy o ogniu w swojej twórczości. Samego Hasiora dr Piotr Bies opisał jako człowieka z subtelnym poczuciem humoru, o niskim tembrze głosu i powolnym sposobie mówienia. Wspominał także, że mimo swoich bardzo indywidualnych, zakorzenionych w wierze przekonań, Hasior był niezwykle szanującym poglądy innych ludzi człowiekiem. Podczas wieczornego spotkania nie zabrakło anegdot i osobistych wspomnień związanych z Hasiorem i jego unikalną wizją artystyczną. Zostały przybliżone jego najważniejsze dzieła i kontekst ich powstawania. Ponadto prelegent przedstawił wybrane obrazy z notatnika fotograficznego Hasiora, uzupełniając je własnymi asocjacjami oraz dygresjami. Polski pionier asamblażu, mocno przesiąknięty kulturą Karpat, kierował się przekonaniem, że artysta zawsze powinien dziwić się światu. Być w tym jak małe dziecko, które z zaciekawieniem eksploruje świat i swoje otoczenie.